FORT LAUDERDALE, FLORYDA, USA
23 marca 1991
Gdy dowiedziałem się, że Andre Norton ma zamiar wziąć udział w Międzynarodowej Konferencji na temat Fantastyki w Sztuce na Florydzie, na którą przygotowałem referat, z radością oczekiwałem okazji by włączyć ją do grona autorów, z którymi przeprowadzałem wywiady.
Po dyskusji w zesople tematycznym, w której oboje braliśmy udział, próbowaliśmy znaleźć jakiś spokojny kąt gdzie moglibyśmy porozmawiać, ale tak wielu ludzi chciało z nią rozmawiać, że musieliśmy rozmowę odkładać gdyż ciągle nam przerywano - jeden z problemów popularności pośród czytelników literatury science fiction i fantasy. Zainteresowanie pani Norton legendą króla Artura zaczęło się wcześnie i trwało bardzo długo: Artur pojawia się na krótko w "Huon of the Horn" (New York: Harcourt, 1951), jej adaptacji średniowiecznej historii; w "Witch World" (New York: as, 1963) [tytuł wydania polskiego : Świat Czarownic] Siege Perilous przenosi głównego bohatera do tytułowego Świata Czarownic; w "Steel Magic" (Cleveland: World, 1965) [tytuł wydania polskiego : Magia Stali] troje dzieci trafia do Avalonu gdzie by odzyskać talizmany potęgi ukradzione Merlinowi, Arturowi, i Huonowi z Rogiem; jedna z historii w "Dragon Magic" (New York: Crowell, 1972) [tytuł wydania polskiego : Smocza Magia] traktuje o losach Artura; Merlin pokazuje się na krótko przy końcu "Here Abide Monsters" (New York: Atheneum, 1973); "Merlin's Mirror" ( nowego York: DAW, 1975) [tytuł wydania polskiego : Zwierciadło Merlina] zmienia historię Merlina i Artura na opowieść science fiction. Z całą pewnością niełatwo było pani Norton przypomnieć sobie szczegóły procesu pisania tak wielu różnych książkek długi czas temu, ale cierpliwie odpowiadała na moje pytania. Jej odpowiedzi pomagają wyjaśnić dlaczego wracała do legendy o królu Arturze tak często.
RT: Co przyciągnęło panią do legendy Arthuriańskiej na tyle,
by stała się tematem dla powieści?
AN: Prawdę powiedziawszy Rosemary Sutcliff.
Jej historie o Brytanii z czasów rzymskich były naprawdę dobre,
opowiadając o tej samej rodzinie pokolenie po pokoleniu.
"The Lantern Bearers" wprowadza Artura jako bardzo młodego człowieka,
raczej denerwującego ludzi swą porywczością. Następna książka,
"Sword at Sunset", opowiada o tragedii Artura. One właśnie
rozpaliły moją wyobraźnię.
RT: Czy czytała pani jakeś średniowieczne romanse?
AN: O tak. Czytałam Malory'ego lata temu, ale stwierdziłam,
że jestem bardziej zainteresowana Arturem jako postacią historyczną.
Kiedy uświadomiłam sobie że obraz Artura stworzony przez Malory'ego był daleki tego jaki Artur mógłby być rzeczywiście, zaczęłem czytać książki spekulujące o tej postaci historycznej, włączając napisane przez Geoffreya Ashe. Czytłam też inne historyczne powieści, głównie pisarzy angielskich.
Gdy przeczytałam serię Mary Stewart, Merlin zaczął mnie interesować bardziej niż Artur. Czytałam również "Man on the White Horse" Warwicka Deepingsa i trzy historie Kipling's o rzymskim legionie stacjonującym wzdłuż
Muru Hadriana. Och, te trzy historie Kiplinga były wzruszające! Były one podstawą początków pisarskich Rosemary Sutcliff dotyczących Brytanii za czasów rzymskich, wie pan.
Czytałam również T. H. White'a. Uważam "The Once and Future King" za zabawną, jednak nie jest ona zgodna z moim wyobrażeniem Artura. Odkąd jednak wzrosło moje zainteresowanie Arturem jako postacią historyczną, uważam ten typ książek za irytujący.
RT: Czy czytała pani prace związane z archeologią?
AN: Och tak, o epoce brązu i epoce żelaza i wiele o Brytanii z czasów rzymskich. Wiele lat temu pewien mój przyjaciel pisarz pomógł mi znaleźć w Londynie księgarnię, która zaopatruje mnie w książki o historii i pograniczach archeologii, których nie możnaby znaleźć w tym czasie w Stanach Zjednoczonych.
RT: Czy interesowała się Pani materiałami walijskimi,
takimi jak "Mabinogion"?
AN: Niezbyt. Byłam bardziej zainteresowana historycznym faktem że resztki Romańskiej Brytanii zachowały się w Walii.
RT: Czy czyta pani ponownie literackie i historyczne źródła zanim zaczyna pisać powieść?
AN: Tak. Dla przykładu, przed napisaniem "Zwierciadła Merlina" badałam materiały, pod kątem zapisów jakie mogłabym zinterpretować jako skutek działania obcej technologii, pochodzącej z pradawnych czasów i uruchomionej na nowo.
RT: Operuje pani legendą Arturiańską w wielu książkach, stosując sprzeczne niekiedy podejścia w różnych miejscach. Czy jest pani świadoma faktu, że obraz Artura w "Huon of the Horn", dla przykładu, jest diametralnie różny od tego z "Magii Stali"?
AN: W "Huon of the Horn" patrzyłam na Artura z punku widzenia Huona. W moim źródle, szesnastowiecznym tłumaczeniu romansu Sir Johna Bourchiera, znajduje się drugoplanowa legenda, nie tylko o tym że Huon i Artur
podzielili królestwo czarodziejskiej krainy między siebie, ale i że Huon jest lepszym z tej dwójki. Artur ukazuje się w tym źródle raczej jako rwący się do walki
przywódca wojskowy , stąd właśnie w całym biegu zdarzeń traktowany jest bez wielkiej sympatii.
RT: Kolejne odniesienie Arturiańskie znajdujemy w "Świecie Czarownic". Dlaczego zdecydowała się pani uczynić Siege Perilous bramą do innego świata w tej powieści?
AN: Spotkałam się z legendą że jedynym rycerzem, mającym prawo zasiadać na Siege Perilous był Galahad, a ponadto, że wszyscy inni którzy próbowali zasiąść na nim zostali przeniesieni do świata, w którym powinni byli żyć.
Zatem wzięłam człowieka, który uciekał od wszystkiego i wysyłałem go do świata gdzie powinien się znaleźć, świata dostosowanego do jego osobowości.
RT: Czy byłoby poprawne powiedzenie, że Świat Czarownic wywodzi się z legendy arturiańskiej?
AN: Z legendy arturiańskiej, tak. Powinnam dodać, że nigdy nie myślałam, że będzie z tego więcej niż jedna książka, ale czytelnicy zainteresowali się tym światem. Chcieli więcej i więcej, a teraz jak liczę seriea rozrosła się do jakichś czternastu książek.
RT: A Mary Stewart, ona też myślała napisać tylko jedną książkę o Merlinie?
AN: Jej Merlin był cudowny, i dla mnie Merlin jest rzeczywiście bardziej interesujący niż Artur, jak już mówiłam.
RT: Następnymi książkami jakie zawierają postaci z legend Arthuriańskich są "Magia stali" i "Smocza magia". Dla jakiej grupy wiekowej były adresowane te dwie książki i jak wpłynęło to na przedstawienie materiału arturiańskiego?
AN: Te magiczne książki były częścią serii przeznaczonej dla czytelników w wieku od dziesięciu do czternastu lat, i każda z nich zawiera w sobie magię. W "Magii Stali" jest to kosz piknikowy w powiązaniu z faktem, że stal i żelazo przeciwdziałają czarom. W "Smoczej Magii" chciałam opowiedzieć historię o smokach czterech różnych ludów :
jest tam smok z bramy Ishtar spoglądający na Etiopię;
historia chińskiego smoka pochodzącego z kart "The Art of War", książki mającej ponad tysiąc lat;
germańskim smokiem był ten zabity przez Sigurda;
brytyjski smok to pendragon, godło które tylko król miał prawo używać.
Chciałam pokazać śmierć Artura.
RT: Dlaczego zdecydowała się pani napisać ponownie legendę o Arturze w "Zwierciadle Merlina"?
AN: Lubię Merlina jako osobę, i od niego właśnie zaczęłam "Zwierciadło Merlina". Myślałam, co by to było, gdyby było to urządzenie techniczne innej rasy mogące działać samoczynnie. Oczywiście, Merlin jest naprawdę tajemniczą postacią w tradycji gdzie uważany był za tylko w połowie człowieka. Zatem zdecydowałam się napisać "Zwierciadło Merlina" z tego punktu widzenia. Cieszyło mnie pisanie tej książki. Było z nią wiele zabawy.
RT: Dlaczego zdecydowała się pani napisać ją raczej jako
science fiction a nie fantasy, jak wcześniejsze książki związane z legendą Arthuriańską?
AN: Tak naprawdę to nie myślę o formie; po prostu piszę,
dostosowując historię do tego, co jak myślę mogło się wydarzyć. Myślę, że odeszłam od tradycji proponując czytelnikowi wcześniejszą cywilizację, jednak próbowałam udowodnić sobie samej że taka właśnie teoria może uprawdopodobnić wiele rzeczy i wydarzeń z legendy. One wcale nie musiały być związane z magią; Merlin być może
użył zapomnianej wiedzy dla osiągnięcia swych celów.
W rzeczywistości nie myślę o tej powieści jako o science fiction.
Mam w bibliotece wiele pozycji z gatunku, który nazywam archeologią spekulatywną, opowiadających o zjawiskach, których nie wyjaśniają do końca współczwesne teorie. Wierzono to że Indianie przywędrowali do Ameryki w 10,000 p.n.e., poprzez przesmyk lądowy, jednak znaleziono obiekty, których wiek datowanie izotopami węgla
określiło na 40,000 lat p.n.e.. Dokonano niewyjaśnionych odkryć w tym kraju, jak obóz rzymski w Virginii. Podobne odkrycia psują szyk archeologom, którzy woleliby je raczej zignorować albo odrzucić, niż zmienić znane od dawna teorie.
Cywilizacje mogą znikać pozostawiając zaledwie nikłe ślady. Na zachodzie, w okolicach rzeki Gallina, tuż przed drugą wojną światową, pewien autorytet wdziedzinie dawnej historii Ameryki zdecydował się sprawdzić indiańską tradycję mówiącą o jakowychś wieżach na ich obszarze. Przyjmował, że były to jaskinie w urwiskach, jednak w odległej dolinie, teraz całkowicie suchej, odnalazł oznaki intensywnego rolnictwa i nawadniania. Wzdłuż urwisk po obu stronach doliny istniały czteropiętrowe wieże z kamienia, nie zaś żadne jaskinie w urwiskach. Pozbawione były okien, i wejść do nich można było tylko przez dach, przypuszczalnie
za pomocą drabin. Mieszkańcy potrafili wspaniale obrabiać kamień: mieli oni puchary wykonane z kamienia i kamienne skrzynie z ruchomym wiekiem, które nadal zawierałey skamieniałe ziarno. Kiedy zbadał jedną z wież, stwierdził, że była spalona. Ktoś strzelał w nią płonącymi strzałami, by rozniecić pożar we wnętrzu zawierającym
drewniane przedmioty. Nie wiemy wciąż, kim był ten lud, wypędzony najprawdopodobniej, wieża po wieży, przez napływających Apaczów. To cała cywilizacja, o której nikt nic nie wie.
Myślę że historia jest bardzo wypaczona, ponieważ nie ma dwóch ludzi widzących wydarzenia w ten sam sposób. Wynoszą z nich całkowicie różne wrażenia. To jest jak zabawa w głuchy telefon, gdzie szepczesz coś do jednej osoby, i wiadomość obiega krąg. To, co dociera do ciebie na końcu jest całkowicie różne od zdania początkowego. Myślę, że historia jest czymś w tym rodzaju. Wszystkie zapisy z mrocznych czasów pochodzą od zakonników, bardziej zainteresowanych kościołem niż czymkolwiek innym, zaś nasze zapisy obarczone są ich wypaczeniem.
To, jak wierzę, zostawia miejsce dla spekulacji niekonwencjonalnej natury. Zatem zaczęłam do historii Geoffreya of Monmouth zdradzającej, że wieża Vortigerna zawaliła się w czasie walki smoków. Próbowałam pokazać jak mogłoby się to zdarzyć w rzeczywistości, ubarwione nalotem wielokrotnych powtórzeń. To samo zrobiłam z historią o tym, jak Merlin podniósł kamień altara
w Irlandii i przeniósł do Stonehenge, sugerując że mógł on używać akustyki technicznej.
RT: Jak swobodnie czuła się pani w adaptacji materiału czerpanego z tradycji?
AN: Nie czułam ograniczeń, ponieważ widziałam w Arturze
bardziej romano-brytyjskiego przywódcę, niż średniowiecznego monarchę przewodniczącego obradom okrągłego stołu. Pracowałam na podstawie tego, co uważać mogę za historię raczej niż legendę. Dodam jeszcze, że zawsze wierzyłam, że tradycyjny obraz Merlina z długą białą brodą jest niewłaściwy; był on prawdopodobnie o wiele młodszy w tym czasie.
RT: "Zwierciadło Merlina" zawiera silne przesłanie nieuniknioności losu w Arturiańskiej legendzie, prawda?
AN: Tak, jest to ważny składnik legendy, i chciałam go utrzymać.
RT: Dlaczego pominęła pani różne wątki romantyczne w swym spojrzeniu na legendę Arturiańską?
AN: Nie mieściły się one w kręgu wydarzeń o których opowiadała moja powieść. Nie wierzę też, by trójkąt miłosny Artur-Ginewra-Lancelot pasował do reszty tradycyjnej historii. Ten fragment mógł zostać dodany o wiele później, a być może idea Rosemary Sutcliff jest zgodna z prawdą: Arthur dowiedział się, że popełnił nieświadomie kazirodztwo ze swą siostrą, i to uczyniło go niezdolnym do miłości do innej kobiety. Jest to dla mnie wielce wiarogodne. Związek z Ginewrą zawsze wydawał mi się małżeństwem z rozsądku. Dla mnie pozostaje ona słabą osobą, którą Artur stracił zainteresowanie wkrótce po ślubie. Ta historia miłosna z całą pewnością tworzy obraz romantycznego Artura, ale Arthur romantyczny został w moim umyśle wyparty przez historycznego Artura, który mnie zafrapował o wiele bardziej.
RT: Historia ze "Zwierciadła Merlina" jest najmniej optymistyczna ze wszystkich opiowieści fantastycznych osnutych na legendzie
Artura. Dlaczego?
AN: Och nie zgadzam się z tym. Merlin pozostawia Artura na końcu, by został uleczony, i wycofuje się ponieważ wie, że nie nadszedł jeszcze czas dla postępu jaki ma do zaoferowania. To zostawia czytelnikowi uczucie, że oni powrócą, jak to obiecuje legenda: król który był, jest, i będzie. W tym kryje się nadzieja na przyszłość.
RT: Postaci we wszystkich pani książkach pobierają lekcje,
czasami bolesne. Jaką lekcję chciałaby pani dać czytelnikom poprzez legendę Arturiańską?
AN: Legenda Artura jest tragiczna, ale uczy odpowiedzialności, spełniania obowiązku przerastającego wagą emocje. Scenę w "Pendragonie" w "Smoczej magii" gdy po pogrzebie Artura wrzucono jego miecz do rzeki, podsumowałam słowami, "I słońce zaszło". Oznacza to, że słońce ich cywilizacji odeszło. Ta pesymistyczna nuta była nieunikniona ponieważ starożytne źródła dla takich smoczych historii wszystkie kończą się nieszczęśliwie.
RT: W "Zwierciadle Merlina" Nimue broni swej przeciwstawnej do Merlina pozycji poddając w wątpliwość, czy postęp, jakiego wizje Merlin
roztacza, niesie ze sobą dobro. Jak bardzo podziela pani jej punkt widzenia?
AN: Tak jak Merlin, Nimue patrzy na wszystko tylko z jednej strony, zaprzeczając, że postęp może nieść ze sobą również dobro. Oboje są w pewien sposób ograniczeni.
RT: Czy zdarza się pani podczas pisania, że angażuje się pani uczuciowo w losy postaci tak, że rozwijają się one w zupełnie niespodziewanym dla pani kierunku?
AN: To się ciągle zdarza. Wiem, dokąd chcę dotrzeć, ale moje postacie przejmują ster i robią rzeczy jakich nie planowałam. Książkę, nad którą teraz pracuję, zaczęłam z jakimś zbiorem pomysłów, jednak w trakcie czwartego rozdziału zmieniłam zupełnie koncepcję tego, co piszę. I tak postać, która miała być złym duchem całej historii stała się na koniec jej głównym bohaterem.
RT: Stara się pani opisywać historię z punktu widzenia którejś z postaci, prawda?
AN: Jest to dla mnie konieczność. ogromną większość książek napisałam w pierwszej osobie, ale nawet te, które piszę w trzeciej osobie mogę widzieć tylko poprzez jakąś osobę. Piszę wtedy tak, jakbym w myślach widziała obrazy i opisuję jakbym osobiście nie miała z nimi nic wspólnego.
RT: Gdyby mogła pani na nowo napisać te książki, czy chciałaby pani coś w nich zmienić?
AN: Nie. Powstały w jedyny możliwy sposób. Nie jestem nawet w stanie odtworzyć technik, jakich użyłam w niektórych z mych wcześniejszych książek. W przypadku "Zwierciadła Merlina", czułam że to już koniec historii ponieważ Merlin podjął decyzję by czekać na kolejną erę, co oczywiście przywołuje starą legendę że Arthur oczekuje śpiąc w Avalonie by kiedyś powrócić. Na miejsce spoczynku wybrałam mu góry Walii.
RT: Jaki aspekt legendy uważa pani za najważniejszy właczając go do swych opowieści?
AN: Zainteresował mnie fakt, że tak wielu ludzi tak ciężko pracowało na pomyślność, a wszystko rozpadło się w rękach bez winy z ich strony. To właśnie mnie urzekło. I mimo wszystko jest tam obietnica powrotu Artura, by dać ludzkości kolejną szansę.
RT: Dziękuję za wywiad.
Od tłumacza: Niektóre z książek nie zostały przetłumaczone na język polski, ich tytuły zostały podane w oryginalnej pisowni. Tytuły polskich tłumaczeń zgodne są z tytułami polskich wydań książek.
|